Z ZIARNKA PIASKU
 
Prof. Alina Kowalczykowa historyk literatury
PAN, badaczka dzieł 
Słowackiego
Prof. zw. dr hab. Krzysztof Biliński  
Filolog, specjalista 
w literaturze okresu Romantyzmu
 
Prof. Mieczysław Inglot  
historyk literatury
autor licznych książek 
i artykułów na temat literatury okresu Romantyzmu
HISTORYCY LITERATURy
O FILMIE
Dramat Juliusza Słowackiego Balladyna to jedno z ciekawszych dzieł           w dorobku poety. Mimo upływu lat zawarta w nim problematyka tchnie świeżością, niezmiennością. Rodzi się jednak podstawowe, fundamentalne pytanie: czy da się konflikt różnych, sprzecznych racji przełożyć na język filmu? Tego ambitnego zadania podjął się młody, obiecujący reżyser – Dariusz Zawiślak. Scalił on dwa ważne plany: realistyczny i metafizyczny, co pozwoliło śledzić nie tylko bieżący przebieg akcji, ale zrodziło pytanie           o istotę zła, jego odwieczność i zarazem trwanie. Alina i Balladyna (w tej roli znakomita Sonia Bohosiewicz) pragną miłości tego samego mężczyzny Kirka, w którego wcielił się Mirosław Baka (wyraźna aluzja do Kirkora          z oryginalnego tekstu). Tak naprawdę jednak istota miłości ewokuje okrucieństwo, wcale nieobce obrazowaniu romantycznemu, co więcej stanowiące kanwę wielu utworów tej doby, a jednocześnie ujawniające dążenie, parcie do władzy.                                                                                                                     
	Chcąc ją osiągnąć, główna bohaterka nie cofa się przed zbrodnią: morduje swoją siostrę, bliźniaczo podobną do niej z wyjątkiem strony moralnej. Alinę poznajemy jako osobę nieskażoną, etycznie czystą, pozbawioną wad. Takie zestawienie kontrastów pozostaje w zgodzie               z intencją dramatu, choć w realiach Nowego Jorku i galerii sztuki brakuje        z pewnością ludowości, widocznej u Słowackiego. Reżyser, jak się wydaje, pokazał uwspółcześniony obraz metropolii, zachował jednak kwestie aksjologiczne.

Byłem bardzo zainteresowany filmem i nie rozczarowałem się – mówi prof. Mieczysław Inglot  - To co mi się bardzo podobało i co nawiązywało - nie tylko tematycznie ale także psychologicznie to rola sumienia, która towarzyszy Balladynie - to bardzo istotny problem moralny. Ona jest zbrodniarką ze świadomością tego co robi.  I to świetnie  oddał reżyser.
Bardzo dobrze jeżeli reżyserzy grają  tak jak uważają to za słuszne. Grają według wyobraźni, bo to jest wyobrażnia współczesna, która do nas może trafić - dodaje prof. Alina Kowalczykowa
Gdzieś w tle dostrzec można pragnienie katharsis, wymaga to jednak od pierwszoplanowej postaci ustosunkowania się do własnego postępowania: niestety jedna zbrodnia rodzi następne. Ten zgoła Szekspirowski sztafaż, tak chętnie wykorzystywany przez autorów minionej epoki, widoczny jest również tutaj. Małżeństwo Balladyny z Kirkiem bardzo szybko zostaje wystawione na próbę,  gdy ten ostatni udaje się z misją do Paryża.                                                                                                                            
	
        Wypadki, które następują właściwie od samego początku, także są pokazane na wskroś romantycznie: doktor Ash (Faye Dunaway) znajduje odpowiedź na wszystkie pytania Kirka. Ostatnią kartę odrzuca natychmiast, zapewne dlatego, że widzi w niej śmierć. W ciągu kolejnych morderstw jawi się jakaś charakterystyczna prawidłowość, starcie tajemnicy i pewności. Ta pierwsza to skrytka na lotnisku, w której tkwią zapewne ściśle tajne dokumenty wagi państwowej, druga z kolei uwidacznia wybujałą kobiecość Balladyny.
                                                                                                                                                           	To skądinąd kobieta, która nie umie wcale kochać, a poznany przez nią mężczyzna (masażysta) ma jej pomóc w osiągnięciu zamierzonego celu. Droga wiedzie więc od galerii sztuki       i niebywałej , metafizycznej nudy, towarzyszącej jej pracy aż do świata polityki. Nic więc dziwnego, że reżyser połączył tutaj kino poetyckie, pełne pozornych niedomówień i impresji            z regułami klasycznego thrillera, w którym krew (Balladyna naznaczona Kainowym stygmatem zbrodni), jej uderzająca czerwień mają świadczyć o bezkompromisowych, chorych pragnieniach władzy.                 

            Rozwiązaniem i to w sensie dosłownym jest Grabiec ( w tej roli świetny Stefan Friedmann), który trzyma na piersi tajemniczy kluczyk, stanowiący swoisty wstęp do tajemnicy. Ten bezdomny, kloszard, sprzedający się za szklaneczkę alkoholu, nie wspominając już o pieniądzach, ochoczo przystaje na błazeńsko – królewski strój. Nie zdaje sobie sprawy, że pierwszy i zarazem ostatni raz zagra swoje rzeczywiste przeciwieństwo  (znany motyw „z chłopa król”, będący odzwierciedleniem karnawałowego świata wywróconego na opak).

              Ginie zatem kolejny człowiek. To następna ofiara po Alinie, Kirku, doktor Ash, ojcu obu córek (okrutne elektrowstrząsy jakby żywcem przypominające antypsychiatryczne podejście rodem z Lotu nad kukułczym gniazdem), popadającego w głęboką depresję i kończącego życie samobójstwem. Na nic nie zdają się zabiegi komisarza (Sławomir Orzechowski), wykorzystującego najnowsze techniki kryminalne i zdobycze medycyny sądowej. Widać tutaj podobieństwo do popularnych amerykańskich seriali kryminalnych, co oczywiście nie zmienia dramaturgii obrazu.                                                     

	  Co prawda, łatwo można przewidzieć kolejne wypadki, ale łączy się to z całym systematem zbrodni, który ma w finale doprowadzić Balladynę do bardzo wysokiego stanowiska państwowego (minister sprawiedliwości). Cel swój osiąga, lecz w trakcie pierwszego wystąpienia traci nagle przytomność. Ta mowa, zawierająca znamienne słowa, głoszące konieczność ścigania sprawców wszystkich morderstw, okazuje się prorocze.  Wtedy przypominają się jej wszystkie zgładzone osoby, w tym jej partnera - masażysty, zabitego, aby nie było świadka. Pojawiają się zatem mary przeszłości – wszyscy zabici bezpośrednio lub pośrednio przez główną bohaterkę. Ten kulminacyjny moment musi być ostateczną odpowiedzią na pytanie o przebaczenie. Nie pomaga tutaj łagodność Aliny, przejmujące spojrzenia bliskich – Balladyna jest zacięta w swym uporze,       w egoistycznym dążeniu do swoich celów, w ekspansji zła. To również na wskroś romantyczne ujęcie tematu. Zło bowiem ma charakter immanentny, ponieważ ono po prostu jest. Nie pomoże więc reakcja otoczenia, jeśli jednostka nie chce się przeobrazić, przejść twórczej transformacji.   
                                                                                                                                                        
	Za ciekawy zabieg reżyserski należy uznać  pokazanie postaci  dziennikarzy, relacjonujących postępy śledztwa (przede wszystkim George Skierka, wyraźna aluzja do bohatera dramatu) Mankamentem filmu, który da się łatwo wyeliminować poprzez przemontowanie  jawi się zbyt dosłowne niekiedy budowanie prostych skojarzeń (na przykład wypadek – przyjazd pogotowia) jednoznacznych relacji przyczynowo – skutkowych, momentami brak pogłębionego rysunku psychologicznego postaci.  - komentuje prof. Krzysztof Biliński